Kiedy pomyślę sobie, że właśnie leci już trzeci miesiąc prac, czuję głupią niemoc. Wszystko przecież już kupione dawno temu, a remont trwa i trwa. Bo choć zaczęło się wszystko z lekkim poślizgiem, to nie spodziewałam się, że na finale (do którego jeszcze dosyć daleko), przełoży się to na tak długi okres czasu.
strona 2 z 2
Ruszyło. Pierwszy tydzień za prac już minął, a ja korzystając z dnia wolnego w pracy po delegacji, postanowiłam opisać nieco swoich planów.
Zaczęło się lato. Każdy szanujący się Polak bierze urlop, żeby zrobić długo wyczekiwany remont (nie będę wyjątkiem, ale plan został przesunięty u mnie na drugą połowę sierpnia). Zaczął się też sezon na piękne wystawy pod śmietnikiem, czyli prawdziwa uczta dla tych, którzy potrzebują mebla na szybko, w bylejakim stanie, ale spełniającego swoje zadanie. Zapraszam więc na mały cykl wpisów o moich własnych śmietnikowych zdobyczach.
Jest jedna rzecz, za którą jest mi trochę tęskno od kiedy mieszkam w Trójmieście i jest to przydomowy ogródek. W moim rodzinnym domu był całkiem spory i zawsze można było szybko wyskoczyć po kilka świeżych marchewek czy szczypiorek. Dlatego też w każdym mieszkaniu starałam się znaleźć w kuchni kawałek przestrzeni na kilka małych doniczek z ziołami. Pora też przyszła na odpowiednie miejsce dla nich we własnym M. Tak więc zabrałam się do pracy.
Już po pierwszych dniach od zamieszkania zdecydowałam, że jako pierwsza wyremontowana powinna być łazienka. Dzisiaj więc opiszę wam o swoich planach na to pomieszczenie i wstępnym kosztorysie takiego przedsięwzięcia.
Od czego by najlepiej zacząć przygodę z urządzaniem własnego M? Od zderzenia ze stanem faktycznym. A stan zbyt dobry nie jest, ale żyć się da. I choć potencjał tego mieszkania widać gołym okiem, to ilość pieniędzy i czasu potrzebnych do jego wydobycia trochę martwi. Jednak powoli, małymi krokami dojdziemy do celu. Tymczasem zapraszam na krótką wycieczkę.
Szafki mam, jakie mam. Brzydkie, stare i muszę z nimi jakoś wytrzymać do wielkiego remontu, który planuję za rok lub dwa. Co więc zrobić, żeby były znośne? Pomalować! A jak to zaraz opiszę 🙂
Do mieszkania wprowadziłam się od razu. Na stanie były meble kuchenne, lodówka, kuchenka, w łazience pralka Prefect (dizajn z PRL-u), telewizor Neptun (jeden z pierwszych kolorowych od Unitry), stół, stolik kawowy, 6 krzeseł, fotel, kanapa „finka” i mała komoda. Ze swoich mebli miałam biurko, kontenerek, krzesło biurowe, stolik Lack z Ikei, wysokie krzesło ukochane przez kota i 2 szafy. No i trzeba było zacząć jakoś w tym miejscu żyć.
Czy znasz to uczucie, kiedy po kilku latach mieszkania ze znajomymi „po studencku” na rożnych stancjach, w którymś momencie mówisz sobie, że już dość? A to w kółko ktoś robi imprezę, kiedy chcesz się wyspać, a to w godzinę doprowadza świeżo wysprzątaną kuchnię do stanu biebrzańskiego bagna, a to podkrada pastę do zębów i twierdzi, że wcale nie, bo podobno trzyma swoją u siebie w pokoju?